Bez dwóch zdań, ten film przywrócił mi wiarę w Bonda, chociaż przyznaję, z wielkim sceptycyzmem podchodziłem do Craiga, który początkowo wydawał się nie pasować do tej roli (blondyn przypominający Władimira Putina). Dopiero jednak po obejrzeniu CR zobaczyłem jak słabymi były ostatnie filmy (te z okresu 1995-2002) i jak bardzo potrzebny był taki kompletny restart serii. Ten film mógłby nosić tytuł: "Bond. Początek", choć byłoby to może zbyt hollywoodzkie zagranie :D Casino Royale, pierwsze powieść Fleminga długo musiała czekać na swoją godną ekranizację, bo przecież ciężko takowymi nazwać tą z roku 1954, czy komedię z 1967 roku, zresztą nie należące do oficjalnego cyklu. Twórcy umiejętnie przenieśli akcję do czasów współczesnych, sporo fabuły stworzyli zupełnie od podstaw, ale o o dziwo całość dosyć wiernie oddaje atmosferę książki Fleminga, zachowano też kilka kluczowych w powieści zwrotów akcji.
A Daniel Craig świetnie oddał ducha literackiego pierwowzoru. Poza tym ważne jest to, że akcja nie góruje nad fabułą, co jest zmorą wielu filmów sensacyjnych, a zdarzało się niestety także i w Bondach, co coraz bardziej upodabniało je do kina zza Oceanu, przez co Bond był coraz mniej Bondem. Niestety, Quantum of Solace pomimo kontynuacji wielu wątków CR był o wiele słabszy. Znowu wybuchy, mordobicia, pościgi, strzelaniny są ważniejsze niż sensowna fabuła. Niemniej Sam Mendes swoim Skyfall pokazał klasę, dorównując znakomitemu CR. Co by nie mówić, Casino Royale to już dziś klasyk serii, jeden z najlepszych filmów z agentem 007.